środa, 1 sierpnia 2012

niedziela, 29 lipca 2012

Jasna Góra


Chamstwo, bydło, świętoszki na każdym kroku. Nawet wyspowiadać się nie da bez obecności przepychających się i sapiących pod nosem starszych pań >.< I Paulini też jacyś tacy bardziej łasi na mamone. Jakoś inaczej zapamiętałem Częstochowe ze zlotów gwiaździstych:

niedziela, 22 lipca 2012

Dzień św. Krzysztofa

Z inicjatywy księdza z naszej parafii został zorganizowany dzień patrona kierowców, ze szczególnym uwzględnieniem motocyklistów ;) Po przejeździe wyznaczoną trasą i mszy - grochówka!;D

piątek, 6 lipca 2012

Campingi

http://pl.camping.info/

Bardzo rozbudowana baza campingów w całej europie, wygodna wyszukiwarka pomaga oszczędzić wiele czasu.

Hiszpania 2012



Mniej więcej tak będzie wyglądać trasa naszego tegorocznego wyjazdu. Atrakcje i ciekawostki już wyszukane, pora tylko znaleźć kilka tańszych campingów po drodze, aby uniknąć bezsensownego błądzenia.

czwartek, 21 czerwca 2012

Szyba turystyczna


Najlepszy wynalazek do Tenery, nareszcie nie wieje znad szyby.
Szyba Loster, koszt ok. 170zł z przesyłką - allegro

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Grecja 2011

Zdjęcia z wycieczki.

Dzień 1.

Naszą wyprawe do Grecji rozpoczęliśmy niedzielnego ranka. Tenera i Road Star wyruszyły tuż przed 5, żeby przejechać jak najwięcej, póki jeszcze jest jasno. Przez granice przejechaliśmy w Cieszynie, kierując się na Żyline. Czechy przyjęły nas dość nieprzyjemnymi warunkami, mimo kurtek z podpinkami i bielizny termoaktywnej trząsłem się z zimna. Dodatkowo przeszkadzała mgła, która ograniczała widoczność i powodowała parowanie gogli.
Odetchnęliśmy dopiero na Słowacji, gdzie zaczęło się nieco ocieplać. Przed Bratysławą spotkaliśmy dwie warszawskie motocyklistki jadące na trójkołowcu Harleya, towarzyszyły nam do granicy z Węgrami. Słowackie autostrady są wolne od opłat dla motocykli, dlatego jedynymi wydatkami do tej pory były dość drogie tankowania (ponad 6 zł/l) i gorąca kawa. Na Węgrzech motocykliści muszą kupić 4-dniową winiete za 5 euro.
Przejazd przez Węgry był tego dnia najnudniejszy. Autostrady co prawda nie były zatłoczone, ale dla odmiany zaczynało się robić naprawdę gorąco, a proste drogi stały się monotonne.
Około 17 wylądowaliśmy w tanim hostelu w Szegedzie. (Budget Hostel, Thököly utca 101, Szeged; za 3 osobowy pokój zapłaciliśmy 28 euro) Gospodarz, Hunor, wręczył nam podczas przyjazdu mapkę miasta z zaznaczonymi spożywczakami, restauracjami i drogą z hostelu do starego miasta. Później udaliśmy się do pokoju, żeby troche się odświeżyć. 3 łóżka z naprawde miękkimi materacami to wspaniałe pożegnanie z wygodami.
Mieliśmy szczęście, w Szegedzie odbywał się ludowy festyn na głównym deptaku, przy którym poustawiane były drewniane stragany Można było obejrzeć węgierski folklor, spróbować lokalnych specjałów i napić się węgierskiego piwa.


mały potwór z hostelu



Dzień 2.

Po raz kolejny wstaliśmy wcześnie (wyjechaliśmy koło 6), żeby uniknąć kolejek na granicy. Na granicy spotkaliśmy Polaka mieszkającego w Grecji wracającego z Polski. Po krótkiej rozmowie pożegnaliśmy się i wąchaliśmy spaliny jego sportowego motocykla;) Serbia przywitała nas upałem i drogimi autostradami (łączny koszt przejazdu wyniósł 15,5 euro, nie było zniżek dla motocykli). Za Belgradem zrezygnowałem ze skórzanych spodni, które dołączyły do ocieplanej bielizny i podpinki w sakwie. Przy kolejnym tankowaniu pozbyłem się również kurtki i nareszcie odetchnąłem.
Za Nisiem skończyła się autostrada i zaczęła się nieco wolniejsza, ale ciekawsza jazda. Od tej pory aż do granicy macedońsko-greckiej towarzyszyły nam fantastyczne widoki. Wjeżdżając na autostrade w Macedonii myśleliśmy, że jazda znów przybierze monotonny charakter, ale pozytywnie się rozczarowaliśmy. Autostrady są tam dość kręte, posiadają wiele tuneli, a w pewnym momencie rozwidla się i znikają za górami przeciwne pasy ruchu. Przyszła pora, aby pozbyć się również glanów, które ustąpiły miejsca trampkom.
Kilka kilometrów po wjechaniu do Grecji zaliczyliśmy ostatnie tego dnia tankowanie i postój. Przy wyjeżdżaniu ze stacji rzuciły się na nasze motocykle bezpańskie psy dużo większe niż polskie "kajtusie". Wtedy żałowałem, że zdjąłem glany, na szczęście nic nam się nie stało.
Ostatni odcinek pokonaliśmy w nocy i ogromnym "fuksem" trafiliśmy na jedyny camping w Nea Kallikrateia koło 23 ich czasu (3 noce za 3 osoby, 2 motocykle, 2 małe namioty = 79,80 euro). Tej nocy nie chciało mi się już rozkładać mojego namiotu, więc zdrzemnąłem się na kocu pod motocyklem;)


WRS

trampki!


było wygodnie, naprawde ;p


Dzień 3.

Kolejne dwa dni to czas na zebranie sił przed kontynuacją wyprawy. Trzeciego dnia nareszcie zjedliśmy porządne śniadanie i ruszyliśmy na plaże. Jako że nie jesteśmy osobami, które potrafią usiedzieć na miejscu zdecydowaliśmy objechać dookoła pierwszy "palec" półwyspu Halkidiki - Kassandra. Na przylądku można było pojeździć serpentynami i podziwiać niesamowite widoki. Tam też udaliśmy się do restauracji, w której po obiedzie zostaliśmy poczęstowani pączkami i winem.


plaża przed campingiem



Dzień 4.

Wyglądał dokładnie jak trzeci, jednak tego dnia wyspałem się już w namiocie, po czym z samego rana (11) uzupełniłem olej, naciągnąłem i nasmarowałem łańcuch. Tego dnia po krótkim pobycie na plaży udaliśmy się na drugi przylądek, Sithonia. Jest jeszcze piękniejszy niż Kassandra, a na pewno posiada dużo więcej bajkowych plaż. Z przylądka było widać trzeci "palec" półwyspu - zamknięty dla zwiedzających Athos (mężczyźni mogą się starać o 4-dniową przepustke). Na horyzoncie było widać Agios Oros - Świętą Górę, na której w licznych pustelniach żyje ponad 2tys. mnichów. Wieczorem udaliśmy się do portu w Nea Kallikrateia, aby zwiedzić centrum.









Nea Kallikrateia - pick-up'y wypełnione owocami

miejscowi grający w chińczyka


Dzień 5.

Jeden z ciekawszych dni spędzonych na motocyklu. Oprócz drogiej benzyny (od 1,5 euro/l na bocznych stacjach do 1,85 euro/l przy autostradzie) nic nie psuło mi humoru. Nawet winiety nie okazały się bardzo drogie (około 10 euro). Jadąc autostradą można było podziwiać widoki greckiego krajobrazu, min. masyw Olimpu, górskie serpentyny i morze. Temperatura tamtego dnia wymagała większej ilości postojów niż w dniach poprzednich. Nie ma nic lepszego niż klimatyzowane wnętrze stacji benzynowej i woda z lodem w upalny dzień.
Dłuższy przystanek zrobiliśmy pod Termopilami. Najpierw odwiedziliśmy gorące źródła, a później pomnik poświęcony Spartanom poległym w walce przeciwko Persom. Pod Termopilami po zjeździe z autostrady ruszyliśmy dalej drogą w góry w kierunku Delf. Kolejne fantastyczne miejsce dla podróżujących motocyklistów, winkle przysparzają nieopisanej radości. Tego dnia nocowaliśmy w mieście Itea (niegdyś znajdował się tu antyczny port Delf) położonym kilkanaście kilometrów od Delf. Kolejna noc pod gołym niebem, tym razem w hamaku. Za jedną noc na campingu zapłaciliśmy 25 euro ("Ayannis", godny polecenia).

"Przechodniu, powiedz Sparcie, tu leżym, jej syny. Prawom jej do ostatniej posłuszni godziny"

pomnik w miejscu, w którym broniło się 300 Spartan

ciepłe źródła
(czerwony napis chyba mówił, że wstęp wzbroniony, ale co tam^^)

góry w okolicach Delf

camping w Itei



Dzień 6.

Na dziś zaplanowaliśmy zwiedzanie Delf i przeniesienie się w okolice Aten. To pierwsze udało nam się "załatwić" w kilka godzin. Najpierw udaliśmy się na zwiedzanie dawnej świątyni Apolla, której ruiny budzą wielki podziw. Cały kompleks jest osadzony na zboczu góry, a droga na sam szczyt przypomina szlak na Babią Góre. W miejscu, gdzie przyszłość przepowiadała wyrocznia znajdują się liczne pomniejsze świątynie, skarbce, amfiteatr, a nawet stadion (odbywały się tam olimpiady). Warto również wspomnieć, że miejsce to było centrum starożytnego świata i działało aż do ostatecznego zwycięstwa chrześcijan w 371 r. n. e. (kompleks został przez nich zniszczony). Za wstęp trzeba było zapłacić ~5 euro, jednak dla uczniów i studentów był darmowy (nie zwiedziliśmy muzeum, do którego wstęp kosztuje kolejne kilka euro). Jak dla mnie to jedno z piękniejszych miejsc w Grecji. Po wszystkim udaliśmy się do miasteczka, aby posilić się przed dalszą podróżą.
Na kolejny nocleg upatrzyliśmy sobie okolice Aten, dzięki czemu moglibyśmy poświęcić cały dzień bez dłuższych dojazdów na zwiedzanie Akropolu. Jak okazało się później, na całym przylądku, na którym znajdują się Ateny jest zaledwie pare campingów, które oprócz swojej wysokiej ceny okazały się całkowitą tandetą. Przejazd przez grecką stolice z początku przypominał piekło. Ogromny ruch, 4-5 pasów w jedną stronę, styl jazdy kierowców podobny do zachowań na skrzyżowaniach z filmów z Bollywoodu. Przylądek przypominał pustynie, na której było zaledwie kilka małych mieścin, i na której wiał z początku miły, a później naprawdę denerwujący wiatr. Po objechaniu całości dookoła znaleźliśmy nareszcie camping w nadmorskiej miejscowości Rafina, na którym zostaliśmy tylko 2 noce ze względu na niski standard i zawyżoną cene (ponad 40 euro! za noc). Osobom, które wybierają się na letni wypoczynek do jakiegoś hotelu w Atenach mam rade: jeśli nie chcecie być zamknięci w hotelowym getcie (klimatyzowany pokój, bar, restauracja, basen i koniec) omijajcie Ateny z daleka. Plaże są mało atrakcyjne, pełne ludzi, umiejscowione tuż przy 3-pasmowej autostradzie, a hotele znajdują się po jej drugiej stronie, do tego wszystkiego wieje już wcześniej wspomniany wiecznie szumiący, irytujący wiatr.

widok z ruin na doline

stadion


amfiteatr

widok na Delfy - stolice Greckich sportów zimowych

na południe od Aten

widok z parceli może i ładny, ale to jedyna zaleta campingu "On the beach" w Rafinie


Dzień 7.

Tego dnia zostaliśmy obudzeni przez wiecznie wiejący w tamtych rejonach Grecji wiatr. Po śniadaniu wybraliśmy się na zwiedzanie Aten. Już w Rafinie wjechaliśmy na dwupasmówkę, która doprowadziła nas aż do centrum. Bez trudu wjechaliśmy prawie pod sam Akropol i zostawiliśmy nasze maszyny na specjalnie wyznaczonym parkingu dla motocykli (Ateny to przyjazne motocyklistom miasto, takie parkingi znajdowały się co kawałek, nie wspominając o oddzielnych pasach dla autobusów i motocykli). Stamtąd ruszyliśmy na zwiedzanie Akropolu. Po raz kolejny wstęp dla uczniów i studentów okazał się wolny, dzięki czemu oszczędziliśmy na obiad dla 2 osób (bilet dla dorosłej osoby to 12 euro).








Dzień 8.

Poniedziałek był ostatnim dniem, w którym zmienialiśmy camping. Tym razem udaliśmy się do Platamonas, które powitało nas ogromnym wyborem noclegów (10 campingów na odcinku 400m). Wybraliśmy "Castle", w którym płaciliśmy tylko 26 euro za noc. Byliśmy nim pozytywnie zaskoczeni ze względu na usytuowanie (dosłownie 50 m do morza z naszej parceli, z plaży widok za plecami z jednej strony na Olimp, a z drugiej na XIII-wieczny zamek), sanitariaty i cene. Tam też pozostaliśmy do końca naszego pobytu. Pierwszego wieczoru mógł troszke przeszkadzać koncert w rytmach karaibskich, który odbywał przy restauracji na plaży, jednak była to dla nas bardziej atrakcja niż katorga.






Dzień 9.

Odpoczynek i lenistwo - plaża i miasto.

Dzień 10.

Był to jeden z trzech dni, w których w ogóle nie odpalaliśmy motocykli (nuda ;( ). Przed południem zwiedziliśmy usytuowany na wzgórzu górującym nad naszym campingiem frankoński zamek stworzony, aby kontrolować ruch kupców pomiędzy południem, a północą kraju. Jak większość zabytków w Grecji, gdyby nie archeolodzy rekonstruujący ruiny niewiele by z niego pozostało (Bizancjum, rycerze krzyżowi, Turcy i faszyści po kolei niszczyli i plądrowali bezcenne zabytki). Popołudniu udaliśmy się na obiad do restauracji i na plaże.

widok z zamku na camping





Dzień 11.

Właśnie wtedy poznałem prawdziwe znaczenie słowa "serpentyna" dzięki wycieczce na Olimp. Z Platamonas do Litochoro, miasteczka położonego u stóp masywu było zaledwie kilkaniaście kilometrów. Tam, według przewodnika dla turystów zaczyna się trasa wspinaczki na najwyższy szczyt Olimpu, czyli Mitikas. Kontynuowaliśmy jazde w górę mijając po drodze punkt kontrolny, pierwsze z czterech schronisk i zjazd do klasztoru św. Dionizego. Podczas podjazdu prawie udało nam się zamknąć profil opon na fantastycznych zakrętach. W końcu dojechaliśmy do miejsca, w którym kończy się asfalt i zaczyna droga szutrowa (bez barierek, z przepaścią po jednej stronie). Nieco sceptyczni pojechaliśmy jednak dalej, gdzie po kilkuset metrach znajdowało się drugie schronisko, parking i jednocześnie koniec trasy dla zmotoryzowanych. Ze względu na brak odpowiedniego wyposażenia, zamiast wspinaczki na szczyt (z tego miejsca to jakieś 4-5h w jedną strone) wybraliśmy szlak do wspomnianego wcześniej klasztoru św. Dionizego (1h w jedna strone). Na miejscu zastaliśmy samotnie mieszkającego tam mnicha, który trudni się remontem obiektu (po II wojnie całkowicie zniszczonego). Po ponownej wspinaczce zaczęła się najciekawsza część wycieczki - zjazd. Niech zdjęcia dopowiedzą reszte.






wrak samochodu, który spadł z serpentyny





Dzień 12-14.

Ostatnie dni to kolejny dzień odpoczynku i dwa dni powrotu do domu tą trasą, którą przyjechaliśmy (Saloniki -> Skopje -> Belgrad -> Szeged -> Budapeszt -> Bratysława -> Cieszyn).

Grecja to fantastyczny kraj dla motocyklistów ze względu na klimat, mentalność kierowców (uprzejmi, ustępują miejsca) i masę niesamowitych tras. Oprócz okolic Aten raczej nie ma problemu ze znalezieniem dobrego campingu przy morzu w rozsądnej cenie. Odstraszające są jednak ceny paliwa, bo od 1,5 - 1,85 euro za litr benzyny. Mimo wszystko polecam wszystkim Grecje na wakacyjny wypoczynek.